Kazbek na nartach

Kazbek skiturowo 
 
Gdy przyjeżdżamy do Kazbegi sytuacja nie wygląda zbyt optymistycznie. Śniegu jest dużo mniej niż w Gudauri, z którego właśnie jedziemy. Poza tym stan zdrowia Łukasza jest bardzo kiepski. Ładujemy nasze toboły do małego ale schludnego pokoiku i wraz z Bartkiem idziemy na krótkie rozpoznanie. Naszą uwagę przyciąga górujący nad miasteczkiem kościół, Gergeti. Wychodzimy tam i wtedy Kazbek pokazuje się w pełnej okazałości.
Kazbek z Gergeti
 
Klasztor Gergeti, jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Gruzji.
To przeważyło szalę, spróbujemy! Góra nas hipnotyzuje. Schodzimy na dół i zaczynamy pakowanie sprzętu. Łukasz niestety musi zostać i się kurować. Kupujemy gaz, jedzenie, rejestrujemy się u miejscowych ratowników i odpoczywamy. Wyruszamy jeszcze przed świtem. Plecaki są dość ciężkie, ale na szczęście niemalże od początku możemy poruszać się na nartach. Śnieg bardzo często jest przewiany i wystają z niego kamienie, ale zawsze udaje nam się znaleźć ścieżkę do turowania. Podejście jest długie i męczące. Musimy pokonać ok 1800 m przewyższenia w ciągu jednego dnia, to bardzo dużo.
Kazbek nie lubi singli, pamiętajcie bezpieczeństwo przede wszystkim!
Góra coraz bliżej, wchodzimy na lodowiec.

 

Gdy Wchodzimy na lodowiec pogoda niestety zaczyna się psuć. Silny wiatr bardzo daje się we znaki. Ostatkiem sił dochodzę do Meto, zrzucam plecak, wyciągam śpiwór i matę. Na zewątrz ok -20, w środku termometr pokazuje -14, ale nie wieje :). Schronisko jest całkowicie puste. Zjadamy z Bartkiem po szybkim liofie, wypijamy herbatę i zapadamy w długi sen. 
 
Nazajutrz budzi nas piękna pogoda. Spokojnie zjadamy śniadanie i topimy wodę na liofy oraz herbatę. Ta czynność zabiera nam dużo czasu, oraz paliwa. Wychodzimy na aklimatyzację. Z nartami na plecach idziemy na początku do białego a później czarnego krzyża. Następnie za śladami kierujemy się na lodowiec. Nie udaje nam się wyjść wysoko, bardzo marzną mi stopy. Mówię Bartkowi, że musimy wracać, nie dam rady. Szybko znajdujemy się z powrotem w naszym schronieniu, w pustym schronisku.
Przed stacją Meto
Od razu wskakuję do ciepłego, puchowego śpiwora, wypijamy herbatę i zjadamy obiad. Wyciągam z moich butów skiturowych wkładkę, dzięki czemu stopa będzie miała więcej miejsca, nie będzie uciskana. Oby to pomogło. Jeszcze przez chwilę sprawdzamy i przygotowujemy sprzęt na jutrzejszy atak. Lawinowe abc, gps, narty, foki, czekan, ubrania, wszystko gotowe. Zjadamy kolację i do spania. 
 
Budzik dzwoni o 4 rano, wstajemy, topimy śnieg. Opijamy się na zaś, wciągamy po liofie i o 5 wychodzimy. Pogoda całkiem niezła, trochę wieje za to pięknie widać gwiazdy. Szybko dochodzimy do czarnego krzyża. Oby tu wrócić, ze szczytem czy bez, ale w całości. Krótka modlitwa i zakładamy narty. Foczymy po lodowcu, wschód zastaje nas przed plateo.
Wschód słońca na lodowcu. 
Jest dobrze, nie czuję zmęczenia ani wysokości, pogoda nam sprzyja. Kawałek za plateo jest już zbyt stromo aby iść na nartach. Dopinamy je do plecaków, zakładamy raki na buty skiturowe i ruszamy do góry. Cały czas jesteśmy związani liną. Licho nie śpi, na lodowcu widzimy sporo szczelin. Wyjęcie wkładki z buta sprawdza się, stopy nie marzną. Chwilę przed przełęczą, zaledwie 200 m poniżej szczytu mam spory kryzys. Wysokość i plecak daje się we znaki. Mówię o tym Bartkowi, on czuje się wyśmienicie. Decydujemy się zostawić mój plecak z nie potrzebnym sprzętem, Bartek koks dopina moje narty do swojego sprzętu. Jest o niebo lepiej.
Ach te góry! Coś pięknego.
Wychodzimy na przełęcz, a później ostatni fragment na szczyt. Lodowy kuluar o nachyleniu ok 45%. Raki i czekan pracują na zmrożonym śniegu. Najdrobniejszy błąd, potknięcie może się bardzo źle skończyć. A o ratunek byłoby bardzo ciężko. Ale udaje się! 31 grudnia 2016 r ok godziny 13 stajemy na szczycie góry Kazbek! 5033 m, zimą zdobyte!
Hura! Udało się! Kazbek 5033 m zdobyty!
Warunki są wyjątkowo dobre, nie jest nam zimno, czujemy się ok. Spędzamy tu 15 minut robiąc zdjęcia, napawając się wspaniałą panoramą i szykując się do zjazdu. Widoki są przednie, Piękny ośnieżony Kaukaz oraz charakterystyczny wierzchołek Elbrusa w oddali. Nie ma jednak na co czekać. Zapinamy narty, usztywniamy buty na zjazd i ruszamy.
Czas na dół
Na początku jedziemy związani, z czekanem w ręce. Po ściance bardziej ześlizgujemy się na nartach, przypomina to jazdę po lodowej tarce. Ja jadę na dole. Bartek, który jest lepszym narciarzem asekuruje mnie z góry. Po chwili jesteśmy na przełęczy.
To końcowy kuluar, który często jest mocno zalodzony. Potrafi sprawić on sporo problemów.
 
Szczelina, którą mijamy podczas zjazdu.
Zjeżdżamy z nawisu i śmigamy w stronę plateo. Ok 100 m poniżej przełęczy, gdy największe szczeliny są za nami decydujemy się rozwiązać. Teraz zaczyna się narciarska frajda, szału z jakością śniegu może nie ma. Za to jesteśmy prawie na 5000 m i cały stok dla nas :). Dość długo i ostrożnie zjeżdżamy lodowcem. Uważamy na szczeliny, staramy się jechać bardzo "delikatnie". Gdy zatrzymujemy się zawsze sprawdzamy czekanem, czy stoimy na stałym lodzie, a nie czasem na szczelinie. Udaje nam się bezpiecznie dojechać do czarnego krzyża. Tam dziękujemy za szczęśliwy powrót. Później ściągamy narty i końcówkę do meteo pokonujemy z buta. Przy białym krzyżu łapię zasięg i dzwonię z radosnymi nowinami do mamy oraz Kasi, mojej dziewczyny :). Jesteśmy bardzo zmęczeni, szczególnie ja ponieważ Bartek chce jeszcze dziś jechać do miasteczka Kazbegi, aby nie zostawiać Łukasza samego w sylwestrową noc. Ja jednak nie dam rady, wciągamy obiad i zapadamy w ciepło puchowych śpiworów. 
Piękna Gruzja
Śmigamy na dół
Pierwszy dzień 2017 r jest śliczny, świeci słońce, wiatru praktycznie brak. Szybko pakujemy nasze bety i rozpoczynamy długi zjazd do Kazbegi.
Po drodze prawie zgubiłem nartę, na szczęście zamiast spaść w dno doliny wbiła się grzecznie w śnieg. Spotykamy dwie ekipy, które idą na szczyt. Gratulą nam sukcesu a my życzymy im powodzenia.
Czasem nawet instruktor się wywróci :).
No to siup! Kilka godzin i jesteśmy na dole!
Pożegnanie z górą.
Cali i zdrowi dojeżdżamy na nartach do mieścinki i spotykamy się z Łukaszem, który czuje się dużo lepiej. Następnie wspaniały ciepły prysznic i ogromny, pyszny kotlet w gruzińskiej restauracji. Kazbek na nartach zdobyty!
 
Poniżej krótki film z naszego wyjścia:
 

Kazbek 5047m skitouring from Dominik Cyran on Vimeo.

Mogą zainteresować Cię również:
comments powered by Disqus